8 maj
Nie mogłam przestać się śmiać.Ani wydusić żadnego słowa. Popłakałam się na dobre, na środku ulicy, tak po prostu. W końcu mój śmiech zanosił się echem po całej miejscowości, w jakiej mieszkam, także usiadłam bezsilnie pod drzewem obciążonym białymi, wiosennymi kwiatami, po czym prawie tarzając się po trawie. Chciałam zagłuszyć jakoś swój śmiech, ale o tym teraz nie było mowy.
Normalnie chyba spaliłabym się ze wstydu, ale nie byłam z tym sama. Obok mnie była ONA, najbliższa mi "kobieta" w moim wieku, która również zanosiła się śmiechem, ale również i płaczem.
- Hahaha - moja przyjaciółka jako pierwsza odzyskała słowa - A widziałaś jego minę?
Po czym podniosła mnie z ziemi, a gdy już myślałam, że szok po zobaczeniu naszego nauczyciela (wcale nie młodego) jadącego na motorze oraz wygłupy spowodowane wcześniejszymi rozmowami i fakt, że on właśnie widział, jak tańczyłyśmy do jednej z bardzo dziwnych piosenek na drodze (tak, myślałyśmy, że jesteśmy same) ustąpił, ona oczywiście odegrała jeszcze raz scenę od początku. Była bardzo dobrą aktorką, w szkole zajmowała pierwsze miejsca w każdym przedstawieniu związanym z aktorstwem. Chyba jedyną wadą było to, że ja często stawałam się "widownią", podczas, gdy ona przedstawiała swoje najśmieszniejsza historie, jakie przyszły jej kiedykolwiek do głowy. Wybuchałam czasem tak gwałtownym śmiechem, że zwykle nie tylko płakałam, ale całą siłą woli starałam się, aby się przypadkiem nie posikać. Tak, takie to było śmieszne. Ale cóż, nawet jak coś wyjdzie kiedykolwiek nie tak - przynajmniej będziemy miały jeszcze jeden wariacki moment do opowiedzenia swoim wnukom.
- Izaaa! - darłam się, leżąc (już teraz) w rowie, śmiejąc się do takiego stopnia, że nawet nie mogłam wstać, gdyż brzuch mnie bolał, prawie jak od jakiegoś silnego zastrzyku na wściekliznę - Przestań! Wiesz, jak ja tego nie lubię..
- Dobra, daj rękę - odpowiedziała Izabella [miejsce na nazwisko], moja najlepsza przyjaciółka, która nadal się śmiała.
Miała ciemne, brązowe włosy, które były proste niczym drut, ale ładne na tyle, że niejedna dziewczyna mogłaby jej pozazdrościć. Oczy też miała wielce ciemne, niczym czarne, a ja tak kocham takie oczy. Nie raz, gdy myślałam, jakie oczy mógłby mieć mój przyszły chłopak, bez zastanowienia, odpowiadałam sobie, że czarne. I nie tylko dlatego, że Izka je miała, według mnie to był taki słodki i tajemniczy kolor. Ogólnie uwielbiałam jej spojrzenie, usposobienie, podejście do życia - dzięki niej czułam się zawsze w pełni szczęśliwa. Nasze wygłupy nie miały nigdy końca, była dla mnie, jak siostra, której nigdy nie miałam. Gdyż nie można nazwać Elise siostrą.. Ale to nie teraz. Kochałam Izabellę, tą szczęśliwą, zawsze otwartą dziewczynę.
- Ale ja nadal nie wierzę, że profesor Dean jeździ motorem - zdziwiła się Izka, podnosząc mnie z ziemi.
- Ja też właśnie nie.. Ale w końcu to jego sprawa - przyznałam. Mimo że dla mnie też było to śmieszne, zawsze lubiłam tego nauczyciela od fizyki, to on między innymi sprawił, że polubiłam fizykę. Umie wszystko jasno wytłumaczyć, każdy coś rozumie, inni więcej, drudzy mniej, ale tragicznie wcale nie jest, gdyż nasza szkoła znajduje się na bardzo dobrym poziomie, ale to również jego zasługa. Naprawdę fajnie by było, aby inne szkoły mieli takich nauczycieli, jak pan Thomas.
- Dobra, to teraz idziemy na lody? - zaproponowała. Kochała lody, ale ja chyba jeszcze bardziej. Właściwie uwielbiałam jedzenie, zwłaszcza fast-foody i słodycze, jednak nie opychałam się nimi, ze względu na zdrowie. Nie, wcale nie byłam gruba, wyglądałam zupełnie normalnie, ale człowiek powinien uwagę przywoływać do zdrowia, a nie przede wszystkim do "zbędnych" kilogramów.
- Ok, bierzemy wiśniowe, miętowe, czekoladowe, kawowe, śmietankowe... - zaczęłam wyliczać moje ulubione smaki.
- Oj, bez przesady, przecież wiesz, że nie starczy nam kasy.
- A może jednak uda mi się coś wygrzebać? - zaczęłam sprawdzać, na dnie torebki, czy mam jakieś pieniądze, po chwili wyciągając banknot dwudziestozłotowy - O, widzisz, 20 zł na pewno wystarczy.
Moi rodzice codziennie bardzo ciężko pracowali, jednak czasem nie stać nas było na pięć gałek lodów. Nie dziwię się. To nie oznacza, że "nie mamy pieniędzy w ogóle" albo, że jesteśmy "biednymi osobami", po prostu nie zawsze jest dobry moment, na kupienie tego, co się zapragnie. Na szczęście w mojej szkole nie mają za hobby naśmiewanie się z osób, które zarabiają mniej pieniędzy albo nie posiadają w swoim portfelu fortuny. Może to sprawa dobrego wychowania, tego, że u nas nie ma nikogo nienormalnego, albo po prostu - nikt się nie różni statusem majątkowym, nie ma prawie żadnych bogatych ani biednych osób u nas w szkole. Więc można powiedzieć, że jestem tą "średnią".
Zebrałyśmy wraz z Izabellą torebki z drogi (cud, że profesor Dean ich nie rozjechał) i zbiegłyśmy z góry prosto do naszej ulubionej cukierki "Cake&Cookie". Śmieszna nazwa, prawda? Jednak często zastanawiamy się na angielskim, jak napisać po tym języku słowo "ciastko". Nawet pani mrs. Marietta Lewis się zastanawia. Nic dziwnego.
Wpadłyśmy tam, jak opętane. Chodzimy tu przynajmniej dwa razy w tygodniu, ale to miejsce jeszcze się nam nie "przejadło". Co każdy raz, zamawiamy a to inny rodzaj ciasta, koktajli, bądź shake'ów. Podobnie jest z McDonaldem z przeciwnej strony tej samej ulicy. Jednak ja najbardziej lubię smażonego kurczaka w różnej postaci (ale zazwyczaj są to nuggetsy albo kurczak w chrupiącej bułce wraz z sałatą i majonezem), najlepiej smakuje wraz z sosem słodko-kwaśnym. Uwielbiam go.
Po zamówieniu lodów, rozkoszowałam się najpierw miętowym smakiem, który bardzo przypadł mi do gustu.
- Te miętowe są zarąbiste - oznajmiłam przyjaciółce, która na początek dostała wiśniowe.
- Wiśniowe też super, ogólnie ta cukiernia jest naprawdę fajna - powiedziała już nie wiem, który etny raz, rozglądając się po kawiarni. Ale to nic, ja też tak bardzo często mówię, zwykle się obie z tego śmiejemy.
Następnie poszłyśmy na ławkę przed cukiernię, dlatego, że uwielbiałyśmy siedzieć tam latem lub wiosną i jeść lody. Teraz mogłyśmy podziwiać pomarańczowe słońce zachodzące za budynkami. Dzień był słoneczny, także zachód słońca również nie oszczędził sobie uroku. Popatrzyłam na zegarek. Była 20.
- Już tak późno, Laura? - zapytała się Izabella, która spojrzała mi w ekran telefonu. Tak, jestem Laura, dokładnie Laura Natalie Adams.
- Niestety tak - odpowiedziałam ze smutkiem. Tak niedawno była 16, czyli godzina, o której się spotkałyśmy.
Musiałam iść.. Niestety.
- Wiesz co? Muszę zająć się znowu tą Elisą.. Jakby mama nie mogła wziąć urlopu i sama zajmować się tą swoją niewychowaną córką.
- Oj, już nie przesadzaj. Na pewno nie jest tak źle. Ja mam dwójkę braci, jednego starszego, a drugiego młodszego, więc pewnie mnie denerwują gorzej niż Ciebie.
Ale akurat w tym temacie bardzo się myliła. Elise, moja 6-letnia siostra była bardzo, ale to bardzo tym typem źle zachowujących się dzieci. Uwielbiała każdego denerwować, dokuczać, zwłaszcza mi. Oczekiwała, że mama zawsze ją będzie uwielbiać, a mnie wcale. Do tego, naprawdę - trudno się z nią mieszkało. Moja mama była księgową, a tata prawnikiem, dlatego nigdy nie było ich w domu, a ja oczywiście musiałam zająć się ich wyrodnym nasieniem.
- Kurde, szkoda, że nie ma wakacji, może byśmy dłużej siedziały? Ona nie musiała by odrabiać lekcji, zresztą ja też.. Teraz w kółko, jak jestem w domu, ona oczekuje ode mnie, że zrobię za nią każde zadanie, a ja się mogę nie wyrobić.
- Nie martw się, dasz sobie radę, przecież jesteś bardzo mądra.
- Dzięki, ale w końcu Ty też.
- Nie no, co Ty, Ty jesteś w tym lepsza.
Niemal zawsze, gdy zwierzałam się Izie z tego, że boję się o szkołę oraz oceny, odpowiadała, że na pewno sobie poradzę oraz, że jestem mądrzejsza od niej. Nie rozumiałam tego, według mnie byłyśmy sobie równe. Mimo, że to ja miałam najwyższą średnią w klasie, twierdziłam, że ona wie jednak tyle, co ja.
Gdy naszła pora się zbierać i iść w stronę mojego domu do mojej haniebnej siostry, pożegnałyśmy się z Izabellą oraz obiecałyśmy sobie, że za niedługo popiszemy na Facebooku. Co dziwne, rzadko przytulałyśmy się na pożegnanie, jedynie sobie machałyśmy. Dlatego że po prostu - jedną z rzeczy, jakie najbardziej nienawidzę jest przytulanie się. Nie chodzi mi o to, że nigdy tego nie robiłyśmy, czasem tak, ale wyłącznie w żartach. Może wydawać Wam się naprawdę dziwaczne, że 15-letnia dziewczyna nienawidzi się przytulać, nie lubi tego ciepła, delikatności ani pocieszającego dotyku, ale uwierzcie mi tak jest. Czasem jak pomyślę o tym, to aż mi ciarki przechodzą po plecach.
Tak więc idąc do domu, myślałam o przytulaniu, szkole oraz o tym, o czym będę pisać z Izabellą na Facebooku, aż otworzyłam drzwi.
Lubiłam mój dom, kochałam w nim przebywać. Bardzo mi się podobał, miałam swój własny pokój, w nim najbardziej uwielbiałam siedzieć. Dlatego właśnie tak wielki był mój smutek i ból mieszający się ze zdziwieniem, jakiego jeszcze nigdy nie czułam, gdy zobaczyłam mamę w jadalni, elegancko ubraną, która stała przy stole zawalonym różnymi papierami i dokumentami, mówiąca:
- Laura, musimy się przeprowadzić..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz